Keri Hilson - Pretty Girl Rock !
Scena gdy Pattinson probuje spiewac - bezcenna :D
Beznadziejna. Szkoda, że główny bohater nie zaczął stepować, albo założył rajtuzy i odśpiewał coś z operetki.
Gdyby swiatowa gospodarka sie nie zalamala i Reynolds nie wyjechalby z bratem do Australii do pracy, to wlasnie bylby takim rajtuzowym, stepujacym chlopaczkiem do piosenek Bijons. Nie siedzial by w dusznym samochodzie gnajac przez pustunie i nie strzelal do ludzi. Wedlug mnie to nie zabilo klimatu, nawet go spotegowalo.
Rozumiem, przynajmniej staram się zrozumieć pomysł na tą scenę ... ale efekt był komiczny i cała misterna aura na tym straciła.
Dla mnie komiczna była końcówka, a nie ta scena. Albo rezyser zrobił sobie z nas jaja, albo nie dociera do mnie sens/przesłanie tego filmu po tym.
To jest po prostu bardzo smutny film. Cały czas widzimy beznadzieję i smutek, ale podszyte bezwzględnością - ludzi i świata w ogóle. Natomiast końcówka jest przejmująco smutna i taka... bezradna.
Tak, jakby na to nie patrzeć - było to smutne. Choć o wiele smutniejsze jest dla mnie bycie człowiekiem, ktory w pogoni za truchłem ukochanego psa potrafi zabic po drodze tylu ludzi nie mrugając okiem.
ten ukochany pies to właśnie esencja tego filmu. W tym świecie nie ma sensu ani celu, a pieski niestety z roli przyjaciół zostały jedzonkiem, a jedzonka coraz mniej.... A tu gościu robi wszystko, żeby pieska pochować - ot taki sens życia w tej beznadziei totalnej znajduje - jakaś ostatnia ostoja człowieczeństwa czy jak by to tam nazwać... Ludzie się zaczną prędzej czy później zjadać nawzajem, bo raczej na rozmnażanko szans ni ma i basta...
kurcze taki właśnie jest klimat tego filmu:) tu nie ma co budować, nie ma z czego, beznadzieja, marazm, ogólna deprecha, heh... Człowiek tak czeka, że coś się wydarzy ale raczej nie ma na to szans - ewentualnie można dostać po mordzie:)
a ta bijons - może tutaj jest ona kojarzona z "prawdziwą kobietą", których prawdopodobnie (tych płodnych i seksownych) w świecie "The Rover" jest totalny brak.