że mi sie nie podobał. I fakt, film jest ciężki, męczący i rozczarowujący a jednak jest w nim coś takiego przez co wróciłem do niego kilka razy. I wiecie co? Teraz nawet go polubiłem, poczułem klimat tego filmu.
W filmie jest po prostu za mało Russella. Niby wszystko zanurzone w tym charakterystycznym dla niego wulgarnym kiczu, ale nic ponadto, nie ma tu chyba np. wszechobecnej u niego fallicznej symboliki... Jakby Russell sam do końca nie wiedział, czy chce nakręcić subtelny, feeryczny horror czy po swojemu - sprośne wariactwo. Wyszedł więc obraz niby rozpasany, ale równocześnie bardzo konwencjonalny, taki w rozkroku.
Ale oczywiście, że da się lubić!
Przyznam, że też miałam problem z oceną, która i u mnie wędrowała w górę - chociaż w ramach jednego obejrzenia. Bo cały film składa się w jedną całość. I przyznaję to i widzę, chociaż taki deliryczny surreal to zdecydowanie nie jest mój klimat. Jakkolwiek jest w tym wszystkim jakiś sens, a nawet jakaś zupełnie realna prawda.