PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=31413}
7,8 622 666
ocen
7,8 10 1 622666
8,5 48
ocen krytyków
Dzień świra
powrót do forum filmu Dzień świra

To jest syndrom - pozwólcie mi opatentować tę nazwę - osoby sprawdzającej wypracowania niechlujnie piszących uczniów. Syndrom wielu polonistów, że tak zgaduję. Przejrzyjcie swoje, waszych dzieci wypracowania - ile razy się zdarza, że powtarzane są wyrazy - takie okoliczniki czasu często występują przed i po orzeczeniu - np. "jutro przyjadę jutro do ciebie" albo "jutro przyjadę do ciebie jutro", a czasem po prostu występują obok siebie: "jutro jutro przyjadę do ciebie" itd.

Życie Adasia Miauczyńskiego jest jak walka, żeby nie stać się takim samym sk*urwys*ynem jak tamci. ( Piekło to inni... a jakże - nawet pamiętając, że Sartre używał tego w raczej innym, bardziej uniwersalnym, kontekście ). Np. takim samym niechlujem językowym jak uczniowie. Monologi wewnętrzne Adasia jasno wskazują, że to się nie udaje - są w nich przecież i przekleństwa, niekiedy siarczyste, i te nielogiczne, niegramatyczne powtórzenia, jakie - tak myślę - nabył od uczniów.

W Dniu Świra jednak widać ostatnie stadium tej walki - jest to właściwie stadium agonalne, w której już nie chodzi o walkę - walka od dawna jest już przegrana.
Chodzi tam bardziej o jakiś bardzo straszliwą nadzieję, jakiś resentyment innego życia, które być może było do przeżycia ( w tym sensie uważam, że końcówka filmu bardzo ostro rzutuje na wymowę całości).

Straszliwa jest ta nadzieja, ponieważ doskonale wie ona - sama o sobie - że jest marzeniem ściętej głowy, że już nie ma szans na ziszczenie. Obok skrajnie prozaicznych myśli, działań tli się powidok jakichś myśli i działań wyższego rzędu. Sfera materialna, sfera przyziemna zjada, więcej, ZŻERA całą sferę duchową, sferę sacrum. To jest bardzo tragiczne i współczesne, ta konkluzja.

( czyż przecież nie o to chodzi w scenie, gdy sonety krymskie są udaremniane przez hałas silnika wykaszarki; czy nie chodzi o to w scenie, gdy czytanie sonetów udaremnia głośne pierdnięcie ?).

Tak, to najbardziej dotyka widza, gdy to ogląda. Ten cholerny, szczególnie na przykładzie inteligenta widoczny ( zrozumiałe więc wybranie głównego bohatera ) dysonans, rozdźwięk, rozziew sfery materii i spraw ducha, szczególnie negatywnie wpływający na tę sferę metafizyczną.
Jest momentami ten film dość sztuczny, bo też widzimy, że reżyser aranżuje pewne sytuacje i dialogi dość niekonwencjonalnie, niejako naciąga trochę prawdopodobieństwo zdarzeń fabularnych, żeby nadać im zamierzaną wymowę. Ale w takich proporcjach, w jakich czyni to Koterski, jest to czystą zaletą tego filmu.
W końcu każda wypowiedź artystyczna, gdyby się nad tym zastanowić, wiąże się z mniejszą lub większą hiperbolą przez samą selektywność tematyki. Bo niby przedstawia jednostkowy, pojedynczy przypadek, ale jednocześnie zawsze w percepcji widza rysuje się jakieś ogólniejsze, symboliczne, bardziej uniwersalne tło dla tych na pozór jednostkowych zdarzeń. Wielką zaletą Koterskiego jest tutaj, że owo tło jest silne, wyraźnie zarysowane i najzwyczajniej prawdziwe.

I choć to wcale nie nadaje się na ulotkę promocyjną tego filmu, to nie jest to komedia. ( komedie sprzedają się lepiej niż dramaty). neither komediodramat. żaden śmiech przez łzy nawet; też nie.
I nawet przy najlepszych chęciach dystrybutorów i pijarowców nie można nazwać śmiechu podczas projekcji tego filmu inaczej niż mechanizmem obronnym; mechanizmem wyparcia.
To jest twardy dramat. I więcej nawet napiszę, wydaje mi się, że osoby, które podczas projekcji się śmieją, to są takie osoby, które po seansie wrócą do swojego chu*jowego życia i dalej będą udawać, że nie wiedzą, jak bardzo jest to ich życie chu*jowe.

I ta królowa z wiersza ... Rzeczywistość jest dołująca i straszliwa. Na tyle, że stosunek rzeczywistości i metafizyczności, materii i ducha jeśli jakiś w ogóle jest, to jest absurdalny, rażąco niewspółmierny, nieodpowiedni. Wydaje się, że coś takiego jak wiersz musi bowiem uciekać w absurd prędzej niż opisywać coś tak straszliwego, jak nasza rzeczywistość. Ani nie można znaleźć słów odpowiednich, ani nie do końca wiadomo, czy to świat, czy to tylko ja ( może Adaś po prostu jest świrem i wszystko to, co powyższe, jest fałszywe?). No nie da rady wiersza napisać w sytuacji Miauczyńskiego. Tak czy inaczej, świr czy nie świr, film bardzo dobry.

ocenił(a) film na 10

Booooże, przecież to zasnąć można... Przepiękny film, który pan(i) sprowadziła do intelektualnego budyniu. Na przyszłość podziękujemy!

użytkownik usunięty
alojz29

lubię budyń. rozumiem, że ty wolisz piwo i krakowską?

Wystarczy, że ty lubisz.

Cholernie ciekawe uwagi. Dziękuję za chęć przełożenia tego na język pisany. I zgadzam się co do joty. Para królewska, która siedzi w ogrodzie, nie jest śmieszna sama w sobie, ale właśnie poprzez dysosnans pomiędzy sytuacją liryczną zawartą w tym wierszu a ch*jowością bloku, w którym ów utwór powstaje.

A co do klasyfikacji gatunkowej - niemal każdy film Koterskiego nie mieści się w tradycyjnie pojmowanych gatunkach. Nawet w ramacj dramatu, gdyż dramat powinien mieć wyraxnie zarysowaną linię fabularną, a tej brakuje w filmach Koterskiewgo. Jeśli już miałbym określić jakoś te filmy, najchętniej nazwałbym je filmowymi esejami, które od czasu do czasu siegają po chwyty rodem z kina gatunków.

ocenił(a) film na 10

Jeśli mogę się pozaczepiać (a do dyskusji potrzebny jest przedmiot sporu), to nie zgodzę się, że w filmie nie ma momentów po prostu śmiesznych. Wyśmiewanie się z głupoty (bezuciskowe skarpetki, rozciąganie gaci w kiosku, itp. nikomu nie szkodzące rzeczy), do których główny bohater już stracił dystans, tworzą w życiu normalnego człowieka raczej jasne punkty, a u widza wywołują zdrowy śmiech.
Główny bohater chce cały świat naprawić (przecież zostawić tego tak nie można!), ale w nierównej walce z rzeczami i ludźmi, bez wsparcia osoby kochanej i kochającej - ginie. Dlatego zaczyna walczyć również z rzeczami, z którymi zwyciężyć nie może, a często także i nie musi (tak jak napisałeś w filmie widzimy agonię, czy też wegetację wg utartych schematów).

Jako ilustracja - kiedy jechałem po projekcji filmu z rodziną i jak to na polskich drogach - zajeżdżają, wcinają się, zmieniają pas, potem znów, bo tamten stanął, i tak w kółko - rzuciłem cytatem "a, że z prawej, a że z lewej" i wszyscy zaczęli się śmiać i nie był to śmiech nerwowy, ale raczej serdeczny - po prostu "głową muru nie przebijesz", jedyne co możesz zrobić w takiej sytuacji to nabrać zdrowego dystansu.
I chyba to w tym filmie cenię najbardziej - jest kultowy (bo cytaty z niego pasują do życia wokół) i terapeutyczny zarazem - choć akurat to ostatnie jest jego zaletą, ale też czasem i wadą: "nie napinaj się tak bo ci żyłka pęknie" i dostaniesz nerwicy tak jak "świr" - może to rodzić anomię społeczną w sytuacjach, gdy rzeczywiście należało działać (bo rzeczywiście zostawić tego tak nie można i nie trzeba).
Poza tym na koniec (może od tego powinienem zacząć) dzięki za komentarz - zwłaszcza za zwrócenie uwagi na składnię. Nie zastanawiałem się nad tym - cenne spostrzeżenie, i za całość - ładnie napisana.
Pozdrawiam

No właśnie, cała ta nieprzystawalność głupich złudzeń pięknoducha o romantycznej proweniencji do szarej rzeczywistości, zwłaszcza gdy za sobą ciągnie się historię porażek, a przed sobą - równia pochyła. Prostą wyładnią niewspółmierności, o której piszesz (jedną z wielu w tym filmie), jest znakomita scena, gdy Miałczyński w pozie Kordiana, deklamując w myślach Stepy Akermańskie, "płynie" przez blokowisko.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones