Jedyne co usprawiedliwia pomysł nakręcenia filmu, to fakt że mówi o postaci historycznej.
Niestety Cobb był bardziej podobny do młodego Kirka Douglasa niż w jakimkolwiek stopniu do TL.Jonesa. To tak jakby do roli Adolfa Hitlera zatrudnić Brucea Willisa. Czarno-białe wstawki z "młodym" Cobbem to śmiech na sali (nie udało się charakteryzatorom odmłodzić Jonesa)
Robert Wuhl natomiast jako pisarz Al Stump po prostu zagrał i chyba tyle można powiedzieć o jego osobie w tej produkcji.
To w kwestii ról głównych.
W kwestii fabularnej natomiast sprawa ma się jeszcze gorzej, ponieważ widz otrzymuje nudną papkę w postaci irytującego dziada chcącego zrazić do siebie każdego no i wspomnianego pisarza smarującego biografię Cobba. Dla widza nie wynika z tego KOMPLETNIE NIC poza oczywistym pytaniem "po co to nakręcono i dlaczego męczę się przy tym już 30 minut"? Niech nie zwiedzie Was TL.Jones na plakacie (bo np. jesteście wielbicielami jego talentu) i cwany opis filmu sugerujący jakąś ciekawą historyjkę z dwoma książkami. Finał jest banalny a i droga do niego bez fajerwerków.
Tak więc: TL.Jones wrzeszczy i poniża prawie każdego, pisarz to wszystko znosi i pisze knigę a widz siedzi i poirytowany bezsensem tej produkcji ziewa.
Film dedykuję i polecam masochistom, którzy nigdy nie mieli "przyjemności" poznać zdziadziałych krzykaczy. Jeśli masz takich osób dosyć lub unikasz ich to trzymaj się też z dala od tego nieciekawego filmu.
Jeśli ktoś szuka głębi to raczej jej tu nie znajdzie. Historyjka jest prosta i drewniana do bólu.
Słabe. Duże rozczarowanie.
3/10.