tragicznie zmarłej chińskiej gwieździe filmowej z lat 30tych, w którym w fabułę wplecione zostają już nie tylko nagrania archiwalne i wypowiedzi świadków przedstawianych wydarzeń, ale też fragmenty dotyczące jego realizacji; taki "making off" istniejący jako nieodłączna część skończonego dzieła. Co jest śmiałym i dosyć ryzykownym zabiegiem, ale co w tym przypadku okazuje się być o tyle trafione, że głównym tematem obrazu Kwana jest tak sam akt aktorstwa (i, pośrednio, gwiazdorstwa), jak i nieustanne przenikanie się odgrywanego z rzeczywiście przeżywanym. I który obok tego, że jest wolną od biograficznego sentymentalizmu historią tej konkretnej bohaterki, pięknie zagranej przez Maggie Cheung, to jest też trochę esejem o kinie, każdym, ale najbardziej tym minionym. Tu - często już nieistniejącym, bo większość produkcji, na których planie rozgrywa się akcja, nie zachowała się do dziś. I jest to bardzo wzruszające, zrobione z pasją, doskonałe technicznie. W mojej opinii - na granicy arcydzieła.