Kiedy wydaje wam się, że już wiecie, z czym macie do czynienia, co to za film i jaki to kaliber – kiedy jako widzowie czujecie już pełną kontrolę nad sytuacją, Fennell ni z tego ni z owego,
Wyobraźcie sobie, że jesteście pozerem. Ale nie jakimś tam dzieciakiem z deskorolką pod pachą, który udaje skejta. Wyobraźcie sobie, że jesteście takim naprawdę podłym, parszywym pozerem, który zgrywa poczciwego typa, ale w rzeczywistości jest zwykłym, wyrachowanym lujem. Wiem, że to dziwne, ale spróbujcie. Idąc dalej – wyobraźcie sobie, że jesteście w barze i widzicie słaniającą się na nogach, kompletnie pijaną, prześliczną kobietę. Wyobraźcie sobie, że zagadujecie, sprzedajecie swój czar, a później, pod pretekstem zaopiekowania się ledwo przytomną dziewczyną, proponujecie odwiezienie jej do domu. Wyobraźcie sobie, że zamiast do jej domu, zabieracie ją do swojego mieszkania, ona zasypia na waszym łóżku, a wy… No właśnie, na koniec wyobraźcie sobie, że dokładnie w tym momencie ta sama dziewczyna łapie was za włosy, odsuwa od siebie i zupełnie trzeźwa, z miną jakiejś psychopatycznej, feministycznej mścicielki, mówi wam prosto w ryj: "Co ty tu ze mną odwalasz chłopczyku?".
Jeżeli mimo wszystkich wewnętrznych hamulców udało wam się wejść jakimś cudem w perspektywę tego typa, to dostaliście namiastkę tego, co serwuje widzom debiutująca w roli reżyserki Emerald FennellEmerald Fennell w swojej "Obiecującej. Młodej. Kobiecie.". Generalnie kiedy wydaje wam się, że już wiecie, z czym macie do czynienia, co to za film i jaki to kaliber – kiedy jako widzowie czujecie już pełną kontrolę nad sytuacją, Emerald FennellFennell ni z tego ni z owego, niemal osobiście wyciąga po was rękę z telewizora, łapie was za szyję, wbija pazury do krwi, przyciąga do ekranu i spogląda w oczy w sposób tak niepoczytalny, że momentalnie, z trzęsącymi rękami, odszczekujecie w głowie wszystko, co chwilę wcześniej sobie myśleliście.
"Obiecująca. Młoda. Kobieta." to prawdopodobnie najbardziej kobiecy i najbardziej popaprany film roku 2020. Trudno go do czegoś porównać. Przy okazji – o czym wspominam wyżej – to spektakularny (nie pozbawiony słabych elementów, ale nadal spektakularny) debiut reżyserski Emerald Fennell, która dodatkowo jest tu autorką oryginalnego scenariusza (ten doczekał się kilkunastu nominacji i kilku nagród). Kiedy dodamy do tego błyskotliwe dialogi i świetny humor sytuacyjny, znakomitą muzykę, oraz wybitną rolę Carey Mulligan, okazuje się, że dostajemy po prostu kawał dziwnego, ale naprawdę dobrego kina.